Kiedy już wszystkie drinki z palemką nam się znudzą, kiedy przepłyniemy basen wzdłuż i wszerz, a słońce za bardzo nas przypiecze, to znak, że pora wyruszyć poza hotel. Warto spotkać lokalnych mieszkańców i zobaczyć co słychać w prawdziwym życiu.
Niewiele myśląc wyruszyłyśmy z mapką i dobrym humorem poza bramy hotelu. Od razu podjechał do nas Pan proponując moto-taxi . Rezydentka wspominała, że ta forma poruszania się po okolicy nie należy do najbezpieczniejszych, dlatego grzecznie podziękowałyśmy.
Tuż przy naszym hotelu znajdował się przystanek autobusowy. Oczywiście rozkładu jazdy nie było. Siedziałyśmy we dwie, białoskóre europejki, a pozostali to ciemnoskórzy Dominikańczycy. Od razu wzbudziłyśmy zainteresowanie. Czułam, że czeka nas niezła przygoda.
Tuż przy naszym hotelu znajdował się przystanek autobusowy. Oczywiście rozkładu jazdy nie było. Siedziałyśmy we dwie, białoskóre europejki, a pozostali to ciemnoskórzy Dominikańczycy. Od razu wzbudziłyśmy zainteresowanie. Czułam, że czeka nas niezła przygoda.
Zaczęłam obracać mapę w prawo i lewo, aby ocenić kierunek w jakim powinnyśmy pojechać do miasta Higuey, w którym to znajduje się lokalny targ a także Bazylika Nuestra Senora de Altagracia- cel pielgrzymek.
Miałyśmy sporo szczęścia, gdyż jechał tam jeden z naszych hotelowych kelnerów. Powiedział, że nam pomoże. Wsiadłyśmy do lokalnego busa, czyli dominikańskiego "guagua" i po 40 minutach dojechałyśmy do miasta. Miałyśmy zupełnie inne wyobrażenie o tej miejscowości. Spodziewałyśmy się marketu z koszyczkami, przystanku autobusowego, przejścia dla pieszych. A co zastałyśmy ? :) Jeżdżących z każdej strony i w każdym kierunku motocyklistów, blaszane domy i stragany.
Wystarczyłaby chwila nieuwagi aby wpaść pod motor lub auto. Dobrze, że był z nami nasz przewodnik, który przeprowadzał nas nawet przez jezdnię.
Poszłyśmy na lokalny targ, na którym było dosłownie wszystko. Nigdzie do tej pory nie widziałam tylu gatunków owoców, warzyw, przypraw, mięs. Musiałyśmy uważać na kieszonkowców, gdyż panował tam spory tłok.
Wycieczka ta udała się tylo dzięki naszemu kelnerowi, który służył nam jako lokalny przewodnik. Bez niego byśmy sobie raczej nie poradziły. Prawdopodobnie zostałybyśmy okradzione i rozjechane :)
Oprowadził nas wszędzie tam gdzie tylko chciałyśmy. Zrobiłyśmy małe zakupy i uznałyśmy, że pora wracać.
W lokalnym biurze taka wycieczka kosztowałaby minimum 50 USA. My miałyśmy przejazd za 5 USD w dwie strony, plus prywatnego przewodnika.
Z hotelowego mini baru, wzięłyśmy na drogę puszkę piwa, które posłużyło jako wynagrodzenie dla naszego przyjaciela. Nie dałyśmy mu zarobić, bo same nie miałyśmy już pieniędzy. Zamiast napiwku dostał po prostu piwo :)
Miałyśmy sporo szczęścia, gdyż jechał tam jeden z naszych hotelowych kelnerów. Powiedział, że nam pomoże. Wsiadłyśmy do lokalnego busa, czyli dominikańskiego "guagua" i po 40 minutach dojechałyśmy do miasta. Miałyśmy zupełnie inne wyobrażenie o tej miejscowości. Spodziewałyśmy się marketu z koszyczkami, przystanku autobusowego, przejścia dla pieszych. A co zastałyśmy ? :) Jeżdżących z każdej strony i w każdym kierunku motocyklistów, blaszane domy i stragany.
Wystarczyłaby chwila nieuwagi aby wpaść pod motor lub auto. Dobrze, że był z nami nasz przewodnik, który przeprowadzał nas nawet przez jezdnię.
Poszłyśmy na lokalny targ, na którym było dosłownie wszystko. Nigdzie do tej pory nie widziałam tylu gatunków owoców, warzyw, przypraw, mięs. Musiałyśmy uważać na kieszonkowców, gdyż panował tam spory tłok.
No to jedziemy z tym kokosem :) |
Wycieczka ta udała się tylo dzięki naszemu kelnerowi, który służył nam jako lokalny przewodnik. Bez niego byśmy sobie raczej nie poradziły. Prawdopodobnie zostałybyśmy okradzione i rozjechane :)
Oprowadził nas wszędzie tam gdzie tylko chciałyśmy. Zrobiłyśmy małe zakupy i uznałyśmy, że pora wracać.
W lokalnym biurze taka wycieczka kosztowałaby minimum 50 USA. My miałyśmy przejazd za 5 USD w dwie strony, plus prywatnego przewodnika.
Z hotelowego mini baru, wzięłyśmy na drogę puszkę piwa, które posłużyło jako wynagrodzenie dla naszego przyjaciela. Nie dałyśmy mu zarobić, bo same nie miałyśmy już pieniędzy. Zamiast napiwku dostał po prostu piwo :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz